[siteorigin_widget class=”SiteOrigin_Widget_Headline_Widget”][/siteorigin_widget]
[siteorigin_widget class=”SiteOrigin_Widget_Headline_Widget”][/siteorigin_widget]
[siteorigin_widget class=”dc_jqaccordion_widget”][/siteorigin_widget]

Godziny zwiedzania

Poniedziałek – piątek: 10:00 – 18:00

Galeria

Art Agenda Nova
ul. Batorego 2, Kraków

[smartslider3 slider=35]

Artysta

Marcin Mroczkowski

O wystawie

Na wystawę prac Marcina Mroczkowskiego składają się obrazy pochodzące z lat 2003-2004 roku, stanowiące fragmenty różnych cykli, stad zarówno ich forma jak i treść nie jest spójną całością, co widać już w samym tytule wystawy. Mówi on także wiele o metodzie pracy artysty polegającej na zestawianiu elementów na płótnie, swoistej kompilacji. Artysta nie dąży do redukcji, jeśli upraszcza to nie posługuje się żadnym schematem. Obrazy epatują skomplikowaną fakturą, ilością szczegółów, nie mając jednak nic wspólnego z malarstwem materii. Jest to malarstwo przedmiotowe, a skomplikowana forma jest wynikiem montażu poszczególnych składników na płótnie nie zaś wartością samą w sobie. Już wcześniej Mroczkowski tworzył rozbudowane kompozycje z użyciem poliuretanu, plasteliny, często na nietypowych podobraziach. Budując kompozycje posługiwał się papierowymi wycinkami przywodzącymi na myśl technikę collage’u. Jego obrazy zapełniał ludzki tłum-podglądany przez artystę na ulicy, na plaży, dziesiątki postaci tworzące ruchliwe kłębowisko. Na płótnach rozgrywały się zwyczajne miejskie sceny -uliczne korki, ruch na skrzyżowaniach, dominowały pędzące sylwetki samochodów-zarówno tych malowanych jak i doklejonych, wyciętych z kolorowych magazynów. Metoda Mroczkowskiego jest prosta, lecz finezyjna, zapożyczenia z rzeczywistości zwyczajne, łatwo dostrzegalne, ale nie populistyczne, gdyż na wybór tematów przez malarza ma wpływ wyłącznie subiektywna emocja, reakcja – często niezgoda na otaczającą rzeczywistość.

Wystawę można oglądać w galerii nova do 3 czerwca

„Malowanie i montaż” – komentarz do wystawy

Gdzieś około zerówki a nawet wcześniej, popadłem w fascynację rozkładanymi szopkami na święta. Były to gadżety wykonywane z jednej części kartonu, odpowiednio nacięte, tak, że po zagięciu z niezrozumiałego zespołu postaci i rysunków powstawała scenka przedstawiająca Boże Narodziny. Jednocześnie rozkładał się żłóbek sianko zabudowania, osiołki, trzej królowie – magia. Niektórzy z moich kolegów dostawali z zagranicy całe książki w ten sposób wykonane na dodatek wyposażone w melodyjki. Moja siostra i ja sporządzaliśmy takie scenki a potem również teatrzyki np. na motywach „Przygód Małpki Fiki–Miki” – tu sprawa polegała na tym, że była dżungla z lianami, po których skakała małpa. Było naprawdę miło.

Dzisiaj też jest miło. Budzę się rano i zjadam śniadanie, potem wsiadam do tramwaju, jadę do zakładu pracy i tam przez kilka godzin wykonuję różne czynności. Działalność mojego zakładu jest dla mnie zrozumiała, lecz sens wykonywanych przeze mnie czynności po latach tu spędzonych przestaje być dla mnie namacalny. Dobra, w których produkcji uczestniczę, przeznaczone są dla szerokiej, abstrakcyjnej dla mnie wspólnoty, dla masy ludzi, których nie znam. Rzeczywistość, w której się znajduję, przestaje być spójna, homogeniczna a przynajmniej ja stanowię w niej wyrwę ( zaczyna nabierać sensu, kiedy biorę wypłatę i idę na zakupy – wtedy na nowo odnajduję utraconą w pracy tożsamość)

Kontakt z rzeczywistością jest zapośredniczony, z drugiej ręki. Uczestnicząc w systemie produkcji dotykam drobnego jej fragmentu, zaś informacje o rzeczywistości otrzymuję przesiane i przetworzone, uproszczone i uschematyzowane. Obraz świata, jaki tworzy się w umyśle jest niejednorodny, pofragmentowany. Jako uczestnik tego taśmociągu pozostaję jego integralną częścią, odczuwając jednocześnie alienację i niedostępność jego prawdziwej natury.

Niektóre z obrazów, jaki malowałem przez ostatni rok są próbą połączenia tych dwóch rzeczywistości, czy może próbą opisu świata, w którym żyję, z wykorzystaniem środków, które stosowałem jako dziecko. Myślę tu np. o postaciach, które wykonuję z plasteliny i umieszczam we wcześniej namalowanych obrazach.
Oddzielam poszczególne elementy przedstawionego świata. Choć pozostają we wspólnym kontekście przestrzeni i sytuacji, to dzieli je dystans jakości i materii, pochodzą z innych fragmentów rzeczywistości. Są blisko siebie i odległe jednocześnie. Uciekając się do tego zabiegu staram się wyrazić również nieuchronność sytuacji, w jakiej się znajdujemy, jestem bowiem fatalistą.

Pewną grupę wśród przedstawionych na wystawie stanowią obrazy z Disneylandu, są pewnym uzupełnieniem do wcześniej wspomnianych. Tutaj starałem się sportretować sytuację, w której mieszają się różne rzeczywistości, dekoracje stają się elementem pejzażu. To niezwykła sytuacja, kiedy bajka czy też baśń została tak dosłownie wchłonięta przez naszą przestrzeń, przestrzeń produkcji i wielkiej kasy. Ale Myszka Miki ma kasę, bo jest przecież z Ameryki…

Jolanta Gumula
www.artinfo.pl

Prace artystów prezentowane na wystawach w galeriach pochodzą najczęściej z jednego cyklu, stąd na ogół są jednorodne. Przywykli do tego widzowie nie znajdą jednorodności w malarstwie Marcina Mroczkowskiego, które prezentuje aktualnie krakowska galeria nova.

Obrazy Mroczkowskiego pochodzą wprawdzie z ostatnich lat (2003-2004), ale stanowią fragmenty różnych cykli. Pierwszy komentarz, jaki się nasuwa po oględnym spojrzeniu na nie, to duża różnorodność. Są tu prace utrzymane w ciemnej, monochromatycznej tonacji, jaskrawe, w papuzich wręcz kolorach, faktura gładka i skomplikowana, niemal trójwymiarowa, będąca prawie reliefem. Tematyka (jeśli o takiej należy tu mówić) bajkowa, wojenna, obyczajowa, abstrakcyjna. Raz widzimy kłębowiska spieszących gdzieś ludzi, innym razem scenkę bitewną i postacie na okopach, kolejnym – zawieszone w perspektywicznym skrócie kontury sześcianów.

Oglądać obrazy Mroczkowskiego można długo, bo bardzo wiele można w nich dostrzec. Taka obserwacja staje się po chwili wciągającą zabawą w odszukiwanie niestandardowych materiałów, jakich artysta używa do malowania obrazów.

Przypominają trochę technikę collage’u. Mroczkowski tworzył już rozbudowane kompozycje z użyciem poliuretanu, plasteliny, wycinków z gazet. Często stosuje nietypowe podobrazie, a wszystkie materiały wiele mówią o jego metodzie pracy i warsztacie. Mimo tej skomplikowanej faktury i bogactwa szczegółów, obrazy nie mają nic wspólnego z malarstwem materii. „To malarstwo przedmiotowe, a forma jest wynikiem montażu poszczególnych składników na płótnie, nie zaś wartością samą w sobie” – głosi komentarz do wystawy.

W tym kłębowisku kolorów, farby, plasteliny, odnajdujemy m.in. dziesiątki postaci na ulicy, plaży. Rozgrywają się zwyczajne miejskie sceny – uliczne korki, ruch na skrzyżowaniach, pędzące samochody – malowane i doklejone z plasteliny czy z papieru.

Obrazy są tylko pozornie skomplikowane. W rzeczywistości metoda Mroczkowskiego jest prosta, choć finezyjna. Zapożyczenia z rzeczywistości są łatwo dostrzegalne, całkiem zwyczajne. Wpływ na wybór tematów ma oczywiście subiektywna emocja malarza.

Całość – zarówno forma jak i treść – odzwierciedla też rzeczywistość, a właściwie jej dwoistość, którą najlepiej komentuje sam artysta:
„Obraz świata, jaki tworzy się w umyśle jest niejednorodny, pofragmentowany. Jako uczestnik tego taśmociągu pozostaję jego integralną częścią, odczuwając jednocześnie alienację i niedostępność jego prawdziwej natury.

Niektóre z obrazów, jakie malowałem przez ostatni rok są próbą połączenia tych dwóch rzeczywistości, czy może próbą opisu świata, w którym żyję, z wykorzystaniem środków, które stosowałem jako dziecko. Myślę tu np. o postaciach, które wykonuję z plasteliny umieszczam we wcześniej namalowanych obrazach.

Oddzielam poszczególne elementy przedstawionego świata. Choć pozostają we wspólnym kontekście przestrzeni i sytuacji, to dzieli je dystans jakości i materii, pochodzą z innych fragmentów rzeczywistości. Są blisko siebie i odległe jednocześnie. Uciekając się do tego zabiegi staram się wyrazić również nieuchronność sytuacji, w jakiej się znajdujemy, jestem bowiem fatalistą”.