Teraz mieszkam na wsi | MARCIN CIEŃSKI
Wernisaż
17 października 2003, godz. 18.00
Galeria Nova, ul. Józefa 22 (wejście od ul. Nowej)
Czas trwania wystawy
17.10.2003 – 04.11.2003
O wystawie
Wystawę malarstwa Marcina Cieńskiego będzie można oglądać w galerii Nova do 4 listopada.
Obrazy Marcina Cieńskiego prezentowane na wystawie „Teraz mieszkam na wsi” w Art Agenda Nova to kilkanaście najnowszych płócien artysty. Prace Marcina Cieńskiego są ściśle związane z otaczającą rzeczywistością, artysta ma doskonały zmysł obserwacji, wyczucie formy i koloru, a prezentowane prace przekonują nas o tym, iż dla młodego artysty perfekcyjny warsztat ma duże znaczenie. Specyficzną atmosferę pozornie błahych pejzaży i scen we wnętrzach, osiągnął Cieński za pomocą nasyconej skali barwnej- głębokich granatów, zieleni, oranżu i fioletów. Niuanse światła i cienia hipnotyzują widza, światło latarni, ognia z kominka, światło bijące z okien typowego bloku po zmroku wydobywa postaci i przedmioty, jednocześnie je odrealniając. Co do warstwy treściowej obrazów posłużę się autorskim komentarzem:
Od 7 miesięcy mieszkam na wsi, w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej na skraju Ojcowskiego Parku Narodowego. Prezentowane obrazy (z jednym wyjątkiem) zostały namalowane tutaj.
Przed przeprowadzką pod Kraków moja pracownia znajdowała się na zapleczu szkoły podstawowej, gdzie zza ściany dobiegały odgłosy odbywających się lekcji, a za oknem roztaczała panorama Kurdwanowa. W tamtym otoczeniu malowałem „Kurdwanów”. Z pewnym zdumieniem zauważyłem jak bardzo miejsce determinuje to, co maluję. Nagła przeprowadzka spowodowała, że na obrazy wdarła się miejscowa sielskość. Okazało się, że trudno mi zostać obojętnym na spektakularne zachody słońca, rozgwieżdżone nieba i cały ten sielankowy sztafaż, który sam wciska się na obrazy.
Dlatego przestałem krytycznie i z niedowierzaniem spoglądać na codzienny spektakl zachodu słońca, skłębionych chmur, różowości, promieni i innych „efektów specjalnych”. Mój pobyt tutaj niebawem się skończy i pewnie z perspektywy miasta znowu trudno mi będzie uwierzyć, że te wszystkie „fajerwerki” to zwykła codzienność w okolicach Ojcowa.